Zdarzyło się to niedawno i całkiem blisko. Tak niedawno, że prawie teraz. Tak blisko, że prawie tutaj. Była sobie dziewczynka o imieniu Elwirka. Miała dwa warkoczyki i ulubione kalosze w kolorowe kwiatki. Jej najlepszym kolegą był Tomek. On miał włosy krótkie i ulubioną zieloną kurtkę.
Elwirka i Tomek uczyli się w jednej szkole, mieszkali przy jednej ulicy i prawie wszystko robili razem. Gdy jedno z nich zauważyło coś ciekawego, zaraz opowiadało o tym przyjacielowi. Tak było i tym razem. Po lekcjach Elwirka i Tomek wracali do domu. Dziewczynka zapytała:
– Czy zauważyłeś, że wszyscy są coraz bardziej zmęczeni?
Tomek zastanowił się i przyznał jej rację. Od jakiegoś czasu dzieci w szkole miały twarze bez rumieńców. A do tego dookoła było coraz bardziej ciemno i smutno.
– Wszystko robi się takie szare – dodał.
– Co o tym myślisz?
Wzruszył ramionami, bo nie wiedział co o tym myśleć. Może po prostu to była taka pogoda?
Zauważyli pana Alojzego. Szedł powoli, pogwizdując wesołą melodię. Ciągnął mały wózek załadowany pustymi butelkami i puszkami.
– Dzień dobry panie Alojzy!
– Dzień dobry dzieciaki.
Pan Alojzy miał gęstą i splątana brodę. Była tak wielka, że mogłyby tam mieszkać ptaki.
Tomek wyciągnął z plecaka jabłko.
– Ma pan ochotę na jabłko?
– Patrząc na nie nabrałem ochoty. Dziękuję. – Pan Alojzy wziął owoc. Gdzieś w zakamarkach starej kurtki wyszperał siwą kulę. Dał ją chłopcu.
– To prezent ode mnie.
– Co to jest?
– Kulka smogu.
– Kulka smoka?
– Nie smoka. Smogu. Smog to taki dym, który się zbiera, gdy powietrze jest mocno zanieczyszczone spalinami. Jest równie groźny jak smok.
Dzieci trwożliwie spojrzały na kulę. Wydawało się, że za siwym dymem majaczyła niewyraźna twarz.
– Ale nie bójcie się! – zaśmiał się pan Alojzy. – Ten smog jest zamknięty w szklanej kuli i jest niegroźny. Może służyć jako zabawka albo ozdoba.
Dzieci pożegnały się i rozeszły do domów.
Tej nocy Elwirka nie mogła spać. Wydawało się jej, że słyszy szelesty, szepty i stukanie. Takie jakby gdzieś niedaleko biegał ktoś kto jest bardzo mały i ma bardzo małe stopy. Podeszła do okna. Przed domem w świetle ulicznej latarni dostrzegła mnóstwo ludzików. Były tak śmiesznie malutkie, że sięgały jej co najwyżej do kolan. Wyglądały jakby ulepiono je z szarej plasteliny. Tylko oczy miały świecące na żółto.
Ludziki biegały w tę i z powrotem. Gdy znalazły jakiegoś śmiecia, rzucały się na niego z wielką radością. I zjadały go! Elwirka na własne oczy widziała jak pożarły papierek po batoniku, plastikową butelkę i stary parasol.
Następnego dnia chciała to opowiedzieć Tomkowi już w drodze do szkoły. On był jednak tak czymś podekscytowany, że zaczął pierwszy:
– Elwirko! W szklanej kuli coś mieszka!
– W szklanej kuli?
– Tej od pana Alojzego
– Mieszka? Kto?
– Ktoś bardzo wielki, z bardzo brzydkim głosem.
– Widziałeś go?
– Tylko przez chwilę. Jak się pojawił, schowałem się pod kołdrę. Bałem się. A ten olbrzym chodził po moim pokoju i mówił, że nazywa się Król Śmieć i żąda, abym był mu posłuszny.
– Król Śmieć? Może on ma coś wspólnego z szarymi ludzikami? – zastanowiła się Elwirka i opowiedziała Tomkowi o tym, co widziała w nocy. Postanowili, że po lekcjach znajdą pana Alojzego i wypytają go o tę kulę.
Jak zaplanowali, tak zrobili. Gdy szukali pana Alojzego, Tomek zauważył:
– Dzisiaj wszyscy są jeszcze bardziej zmęczeni. Nawet ty.
– Naprawdę? – Elwirka zastanowiła się nad tym i ziewnęła. – To pewnie przez to, że w nocy nie mogłam spać.
– A widzisz! Nie mogłaś spać przez te szare ludziki. Może wszyscy mają tak samo?
– No, one tupią, szeleszczą… niby ledwo je słychać, ale nie można przez nie porządnie zasnąć!
Zza zakrętu wyłonił się pan Alojzy. Na wózku miał kawał zardzewiałej blachy. Rytmicznie dudniła przy każdym kroku.
– Dzień dobry dzieciaki!
– Dzień dobry panie Alojzy.
– Patrzcie co znalazłem. Taki piękny kawał blachy, a ktoś go wyrzucił. – Położył rękę na znalezisku.
– Ona chyba już jest do niczego – zawyrokowała Elwirka.
– Do niczego? O nie, moje dziecko! Widzę wspaniałą przyszłość przed tą blachą. Zaniosę ją do skupu złomu. Stamtąd trafi do huty. Przetopią ją i zrobią z niej nowy przedmiot. – Pogłaskał blachę. – Wyczuwam jej los i wiem, że już niedługo będzie piękną, nową klamką w drzwiach do biblioteki w waszej szkole. No, ale dosyć o niej! Mówcie co wam na sercu leży, bo widzę, że jesteście czymś strapione.
Dzieci opowiedziały mu o szarych ludzikach i Królu Śmieciu. Pan Alojzy zamyślił się i pokiwał głową.
– Tyle lat zbieram śmieci, że chyba wiem już o nich wszystko. Te szare ludziki to duchy-śmieciuchy. Mieszkają w Krainie Szarego Wyziewu i są poddanymi Króla Śmiecia.
– A więc to wszystko przez niego! – wykrzyknęły dzieci.
– Jakie wszystko? – zdziwił się pan Alojzy.
– To, że ludzie są coraz bardziej zmęczeni, a świat coraz bardziej szary.
– Może być… Śmieciuchy są bardzo uciążliwe. Nie dają spać spokojnie. No i jeszcze wysysają ze świata kolory. Tylko wiecie – zawsze było ich tak niewiele, że to nie było problemem.
– Teraz jest ich mnóstwo – zapewniła Elwirka.
Pan Alojzy wyglądał na zmartwionego.
– Na waszym miejscu spróbowałbym pogadać z Królem Śmieciem. Może dacie radę go namówić, żeby poszedł sobie precz z naszego świata?
Dzieci poszły za radą pana Alojzego. Usiadły w pokoju Tomka i zastanawiały się jak wywabić Króla Śmiecia ze szklanej kuli. Stukały w nią, pukały, pocierały szkło, świeciły w nią latarką, ale nic się nie działo. Już były przekonane, że nic z tego, gdy nagle kula podskoczyła. Dookoła niej z sykiem gromadziła się szara chmura. Chmura rosła, rosła, nabierała kształtu, aż w końcu stanął przed nimi Król Śmieć. Był wielki jak słoń i obły jak żaba. Miał peleryną z czarnej folii oraz koronę z drutu i migających żarówek. Musiał się pochylić, żeby zmieścić się w pokoju.
– Nom, nom, nom – burknął pod nosem. Jego głos brzmiał jak huczenie rozklekotanego silnika. – A gdzie pokłony?
Dzieci dygnęły grzecznie.
– Witaj Królu Śmieciu – przywitała się Elwirka. – Mamy do ciebie prośbę.
– Prośbę? Do mnie? – Łypnął na nich wyłupiastymi oczami. – Oby to nie było nic wielkiego. Nom, ale mów już.
– Twoi poddani niepokoją ludzi podczas snu i wysysają kolory z naszego świata. Przez to wszyscy są zmęczeni, a wszystko szare.
– Czyli jest jak należy – mruknął Król Śmieć.
– No… nie do końca – zaprzeczył Tomek. – My wolimy być wypoczęci i żyć otoczeni kolorami.
Król Śmieć spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– To jakieś bzdury. Nom, ale dobrze już. Mów jaka jest wasza prośba.
– Czy mógłbyś zatrzymać swoich poddanych, by tu nie przychodzili?
– Zatrzymać śmieciuchy? – Król Śmieć prychnął, wydmuchując chmurę gryzących spalin. – Pewnie, że nie! Śmieciuchy jedzą bezużyteczne śmieci. Uwielbiają je! A w waszym świecie jest ich mnóstwo, coraz więcej. Więc też coraz więcej śmieciuchów tu przychodzi. – Król zauważył paczkę suszonych daktyli leżącą na stoliku – Mogę?
– Proszę się poczęstować.
Olbrzym sięgnął po paczkę, wysypał daktyle na podłogę i ze smakiem zjadł szeleszczące opakowanie.
– Macie takie pyszne śmieci! U nas takich nie ma.
– Królu Śmieciu, może jednak wysłuchasz naszej prośby? – spróbowała jeszcze raz Elwirka.
– Już wysłuchałem. Nie mam jednak zamiaru tego robić. Nawet gdybym mógł zatrzymać śmieciuchy, to mi się nie chce, bo jestem gnuśny i leniwy.
Ziewnął przeciągle, rozpłynął się w szary opar i wrócił do kuli, nie mówiąc nawet „Dobranoc”.
Nazajutrz dzieci opisały spotkanie panu Alojzemu.
– Ten król jest nieużyty – podsumowała Elwirka. – Chyba już nie ma rady. Śmieciuchy będą nas męczyć coraz bardziej i wyssą w końcu wszystkie kolory.
– O nie! Tak nie może być! – zaprotestował pan Alojzy. Przez pewien czas spacerował w tę i z powrotem. Poszperał ręką w brodzie. Wyciągnął z niej notesik i ołówek. Coś tam zapisał, schował przybory w brodę i zaczął wyjaśniać.
– Sprawy wyglądają tak: śmieciuchy jedzą śmieci. A śmieciem jest odpadek, który już do niczego nie będzie użyty. To taka rzecz bez przyszłości, bezsensowna i niepotrzebna. Jeśli coś ma zastosowanie, to nie jest śmieciem. Jak ta moja blacha. Ona by śmieciuchom nie smakowała. Albo to – wyciągnął z wózka szklaną butelkę. – Oddam ją do skupu. Trafi do fabryki i zostanie użyta jeszcze raz. Gdyby ktoś ją rozbił albo walałaby się gdzieś i bym jej nie zabrał, stałaby się śmieciem. Rozumiecie?
– No tak jakby… – potwierdził niepewnie Tomek.
– Ale jak to nam pomoże? – zapytała Elwirka.
– No jak? – pan Alojzy klasnął w dłonie. – To przecież jasne jak słońce: im mniej śmieci, tym mniej śmieciuchów.
– To brzmi sensownie… ale co możemy zrobić?
– Och, bardzo wiele! Chociażby to co robię ja: starać się, aby śmieci stały się przydatnymi rzeczami.
Dzieci wysłuchały pana Alojzego i zaczęły się mocno zastanawiać co mogą zrobić, aby śmieci było mniej. Opowiedziały o Królu Śmieciu swoim wychowawczyniom. Razem namówili całą szkołę, aby po lekcjach zebrać śmieci w okolicy i je posortować. Im bardziej pilnowali tego, by było mniej bezużytecznych odpadków, tym zdrowsi i weselsi byli, a świat miał coraz więcej kolorów. Zniechęcone śmieciuchy siedziały w swojej krainie. Król Śmieć strasznie się na to wszystko wściekł. Pewnie wylazłby z kuli, żeby coś z tym zrobić, ale był na to zbyt leniwy.
Podobało Ci się? Wspieraj moje pisanie: